Europa potrzebuje nowej strategii bezpieczeństwa energetycznego
W 2014 r. przyjęta została Strategia Bezpieczeństwa Energetycznego Unii Europejskiej – krótko po aneksji Krymu przez Rosję. Do teraz nie wszystkie jej punkty zostały zrealizowane, a część się zdezaktualizowała. Po dziesięciu latach, w obliczu pełnoskalowego ataku Rosji na Ukrainę, w dobie kryzysu klimatycznego – strategię bezpieczeństwa energetycznego UE trzeba napisać na nowo. Podstawą tej strategii powinien być oszczędny, ale też zdecentralizowany, zdigitalizowany i zdekarbonizowany system energetyczny oparty na źródłach odnawialnych. O taką przyszłość warto się bić.
Kraje Unii Europejskiej wspólnie mierzą się ze strukturalnym deficytem energii ze źródeł kopalnych. Zasoby ropy, gazu, węgla na kontynencie są bardzo ograniczone, a budowanie nowych zależności jest źródłem napięć i coraz większym wyzwaniem geopolitycznym – import paliw tylko w ubiegłym roku kosztował UE 720 mld euro. Tymczasem kryzys klimatyczny i stan środowiska wywierają ogromną presję na odchodzenie od paliw kopalnych. Jeszcze 10 lat temu niewiele było realnych alternatyw. Teraz jednak nowe technologie – odnawialne źródła energii, magazyny, digitalizacja zmieniają energetykę, inaczej rozstawiając akcenty na mapie potrzeb, wyzwań i bezpieczeństwa. I to musi mieć odzwierciedlenie w dokumentach strategicznych, które pojawią się po wyborach europejskich w przyszłym roku.
Stare podejście
Bezpieczeństwo energetyczne w Unii Europejskiej nie ma jednej i spójnej definicji. Najczęściej podaje się za Międzynarodową Agencją Energii, że miarą bezpieczeństwa energetycznego jest nieprzerwany dostęp do źródeł energii po przystępnej cenie. Ta definicja jednak powstała kilkadziesiąt lat temu i nie przystaje już do obecnych realiów.
Przez dziesiątki Gospodarka Unii Europejskiej rozwijała się dzięki własnym i importowanym paliwom kopalnym – miedzy innymi z Rosji. Kryzysy zaopatrzenia i polityczne napięcia w surowce dawały do myślenia decydentom, ale pokusa korzystania z tanich surowców była zbyt duża. Nie było wielu alternatyw, albo były zbyt drogie, aby proponować je konsumentom. Na różne sposoby tłumaczyliśmy sobie, że takie podejście jest słuszne. Wśród argumentów za Nordstream 2 znalazły się np. takie, że to inwestycja, która minimalizuje ryzyko agresji Rosji na inne kraje – z niem. „Wandel durch Handel”. Zagrożenie ze strony Rosji stopniowo rosło, ale my byliśmy jak anegdotyczna powoli gotująca się żaba – nie zauważająca wzrostu temperatury w garnku zanim „będzie za późno”.
U podstaw dawnego podejścia do wykorzystywania paliw kopalnych leżało przekonanie, że nie mamy innego wyjścia – „bezpieczeństwo energetyczne tego wymaga”. To był argument ucinający dyskusję. Dobrym przykładem takiej postawy jest Polska – jeden z krajów na świecie najbardziej uzależniony od węgla, niegdyś światowa potęga czarnego złota. Wszystko postawiliśmy na jedną kartę, na rzecz argumentu decydentów, że węgiel to krajowy, własny zasób, dzięki któremu jesteśmy niezależni energetycznie. Tymczasem w ciągu ostatnich 10 lat wydobycie węgla kamiennego spadło o 30%. Luka węglowa stopniowo była zasypywana importem – m.in. z Rosji.
Mimo usilnych prób zatrzymania czasu, wydobycie węgla w Polsce, podobnie jak innych surowców energetycznych w UE, nieuchronnie dobiega końca. Rozwój technologii stawia nas jednak przed innymi wyzwaniami: musimy poszukiwać dostępu do krytycznych złóż materiałów niezbędnych do transformacji energetycznej – litu, miedzi itd. I na tę kwestię musimy znaleźć odpowiedź – myśląc o bezpieczeństwie energetycznym sięgać po zdobycze technologii, a nie patrzeć wstecz.
Era nowych technologii
W ub.r. wiele rzeczy wydarzyło się po raz pierwszy. Rosja wykorzystała ogromny handel paliwami jako rodzaj broni, element nacisku na Europę. Po raz pierwszy dostawy surowców z Rosji zostały niemal całkowicie wstrzymane w bardzo krótkim czasie. Równolegle zawarto rekordową liczbę nowych kontraktów na dostawy paliw. Z kolei ceny energii skoczyły nawet o 300%. Za wzrostem cen podążyły niespotykane do tej pory dotacje rządów – do konsumpcji paliw. Zimę udało się przetrwać, ceny energii spadają i wszystko wydaje się wracać na stare tory. Jednak nic nie powinno być jak dawniej.
Wahania cen energii będą się powtarzać, daleko nam do równowagi w dostawach paliw. Zmiany te utrudnią planowanie i opóźnią bardzo potrzebne inwestycje. Czy będziemy spoglądać wstecz z sentymentem i dążyć do powrotu do starych rozwiązań? Nie, lepiej działać odpowiedzialnie już teraz i potraktować doświadczenia minionego roku jako dar – musimy zmienić nasze myślenie o tym, czym jest dziś bezpieczeństwo energetyczne.
Co dalej?
Trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Mamy w Unii Europejskiej energetyczny problem i opóźnianie transformacji energetycznej będzie tylko zwiększać koszty i negatywnie wpływać na nasze bezpieczeństwo. Potrzebna jest nowa definicja bezpieczeństwa energetycznego. A ta powinna opierać się na elektryfikacji kluczowych sektorów gospodarki i niezachwianych dostawach energii elektrycznej z zeroemisyjnych źródeł. W nową definicję bezpieczeństwa energetycznego wpisuje się również oszczędzanie energii. Redukowanie emisji, odnawialne źródła energii i oszczędzanie energii to nowe filary nie tylko polityki klimatycznej, ale bezpieczeństwa energetycznego. Potrzebujemy nie tylko nowej definicji, ale także nowego podejścia do danych i informowania społeczeństwa o potrzebnych zmianach. Konieczne jest wsparcie analityczne instytucji odpowiedzialnych za planowanie i wdrażanie transformacji energetycznej.
Bezpieczeństwo energetyczne w oparciu o nowe technologie, które uwzględnia strategię osiągania neutralności klimatycznej powinno stać się nowym programem nowej Komisji Europejskiej po wyborach. Build grids not pipes.
Artykuł został opublikowany oryginalnie w języku angielskim w serwisie Euractiv.com.
Autorka: Joanna Maćkowiak-Pandera
Źródło: Forum Energii