Spalimy 10 mld zł. Czy współspalanie węgla z biomasą wraca na niespotykaną skalę w aukcjach 2020 na energię z OZE?
10 października na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się skierowany do konsultacji (w terminie 7 dni) projekt rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie maksymalnej ilości i wartości energii elektrycznej z OZE, która może zostać sprzedana w drodze aukcji w 2020 r. (link).
W uzasadnieniu i w ocenie skutków regulacji (OSR) rząd podkreślił słusznie, że aukcje planowane do ogłoszenia w 2020 r. będą miały zasadnicze znaczenie dla realizacji projektów OZE, które pozwolą Polsce na wypełnienie zobowiązań wynikających z rozporządzenia o zarządzaniu unią energetyczną, zgodnie z którym do 2022 r. trajektoria udziału OZE musi osiągnąć co najmniej 18% łącznego wzrostu udziału energii z OZE liczonego od wiążącego celu krajowego danego państwa członkowskiego na 2020 r. do jego wkładu w osiągnięcie celu na 2030 r. (wiążący cel dla całej Unii na 2030 r. wynosi 32% udziału OZE w końcowym zużyciu energii brutto).
Znamienne i nieoczekiwane jest to, że na 2020 r. zaplanowano olbrzymią aukcję migracyjną dla współspalania biomasy z węglem. Chodzi o technologię nie pozwalającą na planowanie przez rząd dostaw energii z OZE (w latach 2012-2018 produkcja energii ze współspalania biomasy zmniejszyła się 10-krotnie i stała się źródłem olbrzymich niepewności i ryzyk na rynku OZE), mającą powszechnie od co najmniej 5-6 lat, złą opinię z uwagi na wcześniejsze wieloletnie szkody, jakie spowodowała w energetyce i na rynku energii; szkody, za które płacili na bieżąco (żadnej trwałej korzyści z tego nie odnosząc) i ciągle płacą (kosztowne naprawy systemów spalania węgla po okresie ich zasilania paliwem z biomasy, czyli niezgodnie z przeznaczeniem) odbiorcy energii. W latach 2005-2015 elektrownie współspalające biomasę z węglem uzyskały najwyższe, spośród wszystkich OZE wsparcie w formie zielonych certyfikatów w kwocie 9,8 mld zł. Dodatkowo doprowadziły do znaczącego wzrostu importu odpadów pochodzenia rolniczego i paliw biomasowych, np. z Ukrainy (w „szczycie” współspalania ponad mln ton rocznie).
Dlatego już w 2014 r., wraz z końcowym projektem ustawy o OZE, rząd i parlament zapowiedziały ograniczenie i wycofanie się ze wsparcia dla współspalania biomasy. Pomimo wielu sposobności (i podszeptów) rząd Prawa i Sprawiedliwości przez 4 lata nie zdecydował się na jakiekolwiek wsparcie tej technologii, co zostało opisane i poddane szerokiej analizie w artykule „Niejasna rola współspalania biomasy z węglem” (link). Co prawda dyskusje na ten temat były podejmowane, ale były też na poziomie Rady Ministrów skutecznie gaszone przez MPiT, przemysł drzewny i co bardziej odpowiedzialnych energetyków (pożary w elektrowniach) i opinię publiczną z uwagi na afery towarzyszące tej technologii (link).
Tym razem jednak coś pękło. Rząd pisze w uzasadnieniu do projektu rozporządzenia, że właśnie „ze względu na konieczność zrealizowania do 2022 r. co najmniej 18% łącznego wzrostu udziału energii z OZE na lata 2021-2030, planowany jest wolumen energii elektrycznej wytworzonej w aukcji migracyjnej dla istniejących dedykowanych instalacji spalania biomasy”. Wskazane w uzasadnieniu moce we współspalaniu – 300 MW, które w tej technologii mają zacząć działać w systemie aukcyjnym, nie oddają istoty proponowanej aukcji, gdyż w efekcie nowe moce nie powstaną, a potencjał bloków węglowych, które już współspalały biomasę i bez nakładów lub niewielkim nakładem można je dostosować do definicji „dedykowanej instalacji spalania biomasy”, z różnym jej udziałem (do 15%), sięga 20 GW. Czyli rząd chce dać szansę z nawiązką (brak konkurencji o dostępne wolumeny) wszystkim, którzy tematem mogą być zainteresowani.
Ma to być szansa na 10 mld zł (!), czyli na skalę wcześniej nie spotykaną i nieporównywalną z wcześniejszym wsparciem OZE w postaci zielonych certyfikatów, czy dotychczasowymi kosztami systemu aukcyjnego i wszystkim aukcjami zaplanowanymi na 2020 r. W tabeli zestawiono wyniki dotychczasowych aukcji migracyjnych 2016-2019, łącznie z planem na 2020 r. (dla porównania, z uwzględnieniem także wolumenów na energię nowych OZE zaplanowanych na przyszły rok).
Planowany teraz wolumen na aukcję migracyjną w 2020 r. dla technologii współspalania przekracza nawet propozycje z 2018 r. i jest 4 razy większy niż wszystkie dotychczasowe aukcje migracyjne 2016-2018. W całej aukcji na 2020 r., elektrownie współspalające chcą zagospodarować 36% całkowitego zamawianego przez rząd wolumenu i aż 39% całego budżetu aukcyjnego, uwzględniając zarówno migracje i nowe OZE. Minister Energii nie przedłożył jeszcze do konsultacji rozporządzenia z cenami referencyjnymi w przyszłorocznej aukcji dla różnych technologii OZE, ale z porównania planowanych wolumenów energii i zarezerwowanego budżetu, rząd zakłada że elektrownie współspalające będą sprzedawać energię po średniej cenie 470 zł/MWh, podczas gdy cena dla wszystkich nowych źródeł została założona na poziomie 420 zł/MWh. W koszyku IV – przewidzianym dla farm słonecznych i wiatrowych – rząd zakłada cenę 370 zł/MWh. W praktyce w tym koszyku, przynajmniej dla mocy wyższych niż 1 MW, ceny zejdą znacząco – tak jak w poprzedniej aukcji wiatrowej – do poziomu 200 zł za MWh. Tymczasem ceny na energię ze współspalania, z uwagi na małą liczbę graczy (w praktyce 2-3 duże koncerny energetyczne) i duże wolumeny przekraczające podaż, niestety nie zejdą istotnie poniżej spodziewanej ceny referencyjnej.
Jeżeli rządowi naprawdę zależy na zrealizowaniu ścieżki OZE w pierwszym okresie kontrolnym (2022), to warto np. zaważyć, że „Krajowy plan rozwoju mikroinstalacji OZE” autorstwa IEO (link) potwierdza (w oparciu o realny potencjał, też przyłączeniowy i możliwości wykonawcze firm instalatorskich), że w 2022 r. źródła fotowoltaiczne na domach i w małych firmach mogą wyprodukować 4,2 TWh energii, czyli dwukrotnie więcej niż technologia współspalania wg założeń projektu rozporządzenia. Będzie nie tylko czyściej i bezpieczniej, ale i taniej.
Źródło: Instytut Energetyki Odnawialnej