Wybory na Ukrainie 2019 – energetycznie i gazowo
Dość istotną lekcję o prymacie wyborów nad liberalnym handlem energią otrzymaliśmy w Polsce na koniec poprzedniego roku, przy nowej „ustawie o prądzie”, która (przy jednoznacznym poparciu wszystkich sił politycznych) jak na dziś zdemontowała wolny rynek i spowodowała, że nikt nie wie jak energię sprzedawać. Na tym tle Ukraina wydaje się krajem szybko i zdecydowanie zmieniającym sektor energetyczny – wchodzą tam bowiem w życie kluczowe reformy.
Oczywiście nikt z ukraińskich polityków nie chciałby ich wdrażać tak po prostu i to na dodatek w 2019, gdzie poza wyborami prezydenckimi odbędą się także na jesieni i wybory parlamentarne. Jednak warunkiem udzielania przez MFW i EBOiR kredytów, które są kluczowe dla ukraińskiego budżetu są właśnie reformy – więc Ukraina wchodzi w ścieżkę liberalizowanych rynków energii i szybkich podwyżek cen gazu. Reforma energii jest na razie niezauważalna, bo zaplanowana na lipiec 2019. Wolna sprzedaż energii na rynku hurtowym wciąż wydaje się czymś dziwnym dla przyzwyczajonych do innego sytemu koncernów energetycznych.
Dla samych klientów indywidualnych wprowadzono na razie rozdział rachunków na płatności za energię i dystrybucję, otwierając drogę dla konkurencji także na rynku detalicznym. Prawda jest niestety brutalna – dzisiejsza cena energii dla klientów indywidualnych (typowy odpowiednik naszej G11 dla średniej wielkości rodziny) to ok. 5 euro centów (ok. 22 groszy/kWh), co wydaje się bajeczne w porównaniu do naszych rachunków (60 groszy i ustawa blokująca podwyżki).
Politycznie dla ludności sprzedaje się reformę jako możliwość przyszłej konkurencji i większość zwykłych osób oczekuje zniżek, my po doświadczeniach rynkowych wiemy co będzie. Wszyscy eksperci zresztą widzą, że tak naprawdę reforma rynku energii daje możliwość wprowadzenia ścieżki urealnienia cen (ocenia się, że podwyżki będą dwukrotne), ale przy zdjęciu politycznej odpowiedzialności. Na razie rachunki są w miarę stałe, więc jeszcze problemu w wyborach nie ma (w przeciwieństwie do nas). O wiele goręcej jest na rynku gazu i o gazie mówią wszyscy.
Ukraina została zmuszona realizować ścieżkę wzrostu cen i w listopadzie Premier Hrojsman ogłosił wzrost taryf dla ludności o ok. 23% i teraz m3 gazu to 8,55 hrywien (przeliczając na kWh jak na naszym rachunku daje to cenę ok 1,1 zł za kWh). To niemało (nasze średnie ceny to 1,3 zł/kWh), a gaz to właściwie całe ogrzewanie Ukrainy w indywidualnych domach, jak też i ciepło generowane w systemach ciepłowniczych (największe elektrociepłownie Kijowa są opalane gazem). Gaz jest więc wszechobecny w rozmowach politycznych zarówno w telewizji jak i w zwykłych opowieściach ludzi i wszyscy z cenami są dobrze obeznani. Strategia Kandydatów wobec gazu też jest ciekawa – obecny Prezydent umiejętnie zrzucił odpowiedzialność za podwyżki na Premiera (który zasłonił się budżetem i MFW) i dystansuje się od problemu, ale zwykle podkreśla konieczność uniezależnienia się od dostaw z Rosji – to kluczowa sprawa dla Ukrainy wobec potencjalnego zamknięcia połączeń tranzytowych przez Ukrainę wobec budowy Nordstream II. Julia Timoszenko natomiast z ceny gazu dla ludności zrobiła silny punkt kampanii, obiecując obniżkę ceny z 8,55 o połowę, a potem nawet konkretniej do 3,55 hrywny za m3 oraz postulując rozwiązanie krajowego monopolisty Naftohazu. Julia punktuje, że skoro wydobywa się na Ukrainie gaz (a teraz to nawet ponad 60% zużycia pochodzi z kraju) to i cena powinna być niska, bo koszt tak naprawdę ok. 100$ za 1000 m3. Argumenty działają na potencjalnych wyborców różnie, jedni się zgadzają, inni przypominają, że to właśnie Timoszenko jak była we władzach, podpisała w 2009 r. 10 letnia umowę gazową z Rosją, gdzie niezmiernie skomplikowane formuły obliczeniowe przez pewien czas wybijały ceny w chmury (nawet do ok. 480$/1000 m3). Dla otrzymania zniżek Ukraina musiała uciekać się do ustępstw politycznych (jak z Krymem i Flotą Czarnomorską) co potem było też i punktem zapalnym dla całej aneksji Krymu po pomarańczowej rewolucji. Za problemy z umowami Julia była nawet skazana i odbyła część kary w więzieniu (wychodząc w aureoli męczennicy dla swoich zwolenników). Jednak wielu ludzi sceptycznie patrzy na jej gazowe obietnice i duża część wiąże ją jednak z Gazpromem i interesami Rosji. Co interesujące – obecny „czarny koń” wyborów – Zelenskiy w ogóle nie zabiera głosu o energetyce i gazie, w ogóle nie zabiera głosu w żadnych sprawach, opierając swoją kampanię na dobrym wyglądzie i haśle „Prezydent – Sługa Narodu” co jak widać nawet działa.
Tymczasem niezależnie od wyborów w obszarze gazowym Ukrainy dzieje się naprawdę dużo. Ukraina zużywa rocznie ok. 32 mld m3 (dwukrotność polskiego zużycia) i od 2015 właściwie przestała kupować gaz od Rosji. Poprzez silne ograniczanie zużycia, programy oszczędnościowe i zwiększenie wydobycia krajowego, import został zredukowany do 14 mld m3 i to głównie z Unii Europejskiej (dla porównania historycznie w rekordowym 2007 zaimportowali z Gazpromu prawie 57 mld m3, więc postęp jest ogromny). Ukraiński Naftohaz wygrał postepowanie arbitrażowe z Gazpromem (12,5 mld dolarów) i toczy się wielka biznesowa walka o odszkodowania, co wraz z obecną sytuacją polityczną Ukraina-Rosja uniemożliwia podpisanie jakiegokolwiek długoterminowego kontraktu na dostawy albo przesył gazu sieciami ukraińskimi. Strategia Rosji jest zresztą prosta – za pomocą Nordstream II i Turkish Stream (nowy gazociąg na południu) tak naprawdę chce całkowicie odciąć przesył gazu do Europy rurociągiem przez Ukrainę (co pozbawi ukraiński budżet ogromnych środków za tranzyt), w zamian za co Ukraińcy atakują arbitrażami i wysokimi cenami dopóki jeszcze inne rurociągi nie są gotowe. Tak naprawdę oczywiście też nikt nie mówi, a wszyscy widzą, że importowany przez Ukrainę gaz z Unii to ten sam, który najpierw przepłynął przez jej terytorium z Rosji, ale na fakturach są już nazwy innych pośredników z innych państw. Kandydaci na Prezydenta znowu strategiczne podchodzą do gazowych układanek w różny sposób – Poroszenko zdecydowanie w kierunku niezależności, Timoszenko – każdy widzi w niej zagrożenie kolejnej gazowej podległości pod Gazprom, a Zelenskiy mówi (co przeraża najbardziej), że wszystkie sprawy z Rosją da się rozwiązać w bezpośredniej rozmowie w cztery oczy z Putinem.
Ukraińskie wybory a sprawa polska (energetycznie i gazowo)
Tu niestety z obu stron na razie wieje zimowym chłodem. Oba państwa, których wspólny potencjał to 3 lub 2-gie miejsce w Europie (ludnościowo lub powierzchniowo) , grają zdecydowanie osobno i na dziś mają tylko drugoplanowe pozycje w polityce europejskiej. Wzajemne uwarunkowania historyczne wciąż kładą się cieniem na teraźniejszość, a wspólna polityka nawet ta energetyczna i gazowa, pozostaje w sferze marzeń. Tymczasem oba państwa mają wiele do zaoferowania. Ukraina to potencjalnie źródło taniego importu energii z elektrowni jądrowych (ich cena rynku hurtowego jest powalająco niska), a nadwyżki produkcyjne na rynku mogłyby być możliwe do przesłania przy odbudowie linii 750 kV (na razie prace przygotowawcze prowadzi się tylko po stronie ukraińskiej). Ukraina z kolei, jeśli zachowa się obecny kurs polityczny to z radością powitałaby integracje systemu elektroenergetycznego z unijnym, odłączając się od rosyjskiego.
Kwestia dostaw gazu dla Ukrainy to kolejny punkt dla być albo nie być ukraińskiej niezawisłości, a warto też popatrzeć na ukraińskie magazyny gazu (jedne z największych w Europie – prawie 30 mld m3), które mogłyby pomóc także i naszemu systemowi. Jednak ze strony Polski, raczej na dziś nikt Ukrainy nie traktuje poważnie, czekając z jednej strony na wynik wyborów, z drugiej zaś w przekonaniu, że i tak będzie ciężko się dogadać. To oczywiście widoczne jest na Ukrainie, gdzie opadł jakikolwiek entuzjazm czy oczekiwanie, że Polska może być pomostem na drodze do Zachodu (który też Ukraińcy widzą nieco bardziej entuzjastycznie od nas).
Na tym tle jasnymi punktami jest wzajemna integracja na poziomie milionów ukraińskich pracowników w Polsce i coraz szersza wymiana informacji, wiedzy i znajomości zwykłych ludzi. Do ukraińskich kin weszła też nowa patriotyczna produkcja „Kruty”, o bohaterskiej walce ukraińskich studentów i gimnazjalistów w 1918 r. Na szczęście (dla stosunków polsko-ukraińskich) Kruty to stacja kolejowa niedaleko Kijowa, gdzie w styczniu 1918 doszło do starcia pospiesznie formowanych patriotycznych sotni młodzieży kijowskiej z Ukraińskiej Republiki Ludowej z nadciagającymi, przeważającymi oddziałami Armii Czerwonej.
Autor: Konrad Świrski
Źródło: Konrad Świrski – blog