Satyryczny przegląd wydarzeń energetycznych (25-1.01.2024 r.). Ceny energii szorują po dnie … Czy spółki energetyczne będą prosić o dodatkowe „zamrożenie cen”?
Wystarczy spojrzeć na stronę Towarowej Giełdy Energii i optymistycznie patrzeć w przyszłość. Ceny energii na rynku hurtowym – spadają i właściwie szorują po dnie. Oczywiście pomaga wyjątkowy splot okoliczności – wyjątkowo niskie zużycie energii w dniach poprzedzających Nowy Rok (właściwie brak przemysłu), ciepła pogoda i silny wiatr wzmacniający produkcję OZE wypychających z rynku energie ze źródeł konwencjonalnych (tych notowanych na giełdzie energii). Tym niemniej – liczby są imponujące 29.12.2023 r. – podstawowy indeks TGE BASE to 79,69 zł/MWh – właściwie wydaje się jakby zabrakło w nim jednego zera przed przecinkiem. Kilka dni temu ceny oscylowały nawet w okolicach kilku zł – zresztą średnia z całego rynku europejskiego to było 1 Euro/MWh. Rok temu – ceny szalały i w szczytach osiągały 400-500 euro na MWh a generalnie średnia w 2023 r. będzie prawdopodobnie na poziomie 700 – 800 zł/ MWh. Dziś cena raptownie spada w dół i nawet jeśli zwiększy się, gdy zapotrzebowanie na energię obudzi się po noworocznej przerwie to wciąż jest szansa, że może ustabilizować się na poziomach 300-400 zł/MWh – z uwagi na obniżające się ceny surowców i spadek cen uprawnień do emisji. Długoterminowe perspektywy wzrostu światowego przemysłu (a więc popytu surowce i energia) są dość konserwatywne więc dopóki nie nastąpi jakaś szczególna eskalacja zdarzeń geopolitycznych (wojna) – ceny pozostaną stosunkowo niskie.
Jednocześnie niespełna kilka tygodni temu, Sejm uchwalił nową ustawę mrożącą cenę dla odbiorców indywidualnych – cena komponentu za energię (odpowiednika jaki my odbiorcy końcowi płacimy za energię z rynku hurtowego) ustalono dla podstawowych poziomów zużycia jako 414 zł/ MWh (0,41 zł/kWh). Za chwilę może okazać się, że obawy o wysokie ceny energii (kolokwialnie „prądu”) mogą okazać się przesadzone i energia w wolnym hurcie (a szczególnie energia importowana) może być tańsza niż zamrożone progi (nawet uwzględniając marże sprzedawców). W krótkim okresie czasu nastąpiło „całkowite odwrócenie rynku” – teraz problemem będzie nie to, że ceny energii są za wysokie, ale właśnie, że będą za niskie!!! Polska energetyka węglowa używająca polski węgiel (dziś górnictwo oferuje go po około 520 zł za tonę ma koszty produkcji na poziomie 500-600 zł/MWh. Notabene górnictwo sprzedaje swój węgiel po gigantycznych stratach (szacowane średnie koszty wydobycia to 930 zł/tonę) i wymaga kolejnych dotacji (około 7 mld zł na rok minimum). Niskie ceny w hurcie, niskie ceny dla użytkowników indywidualnych (które jakby był wolny rynek za kilka miesięcy mogące spaść poniżej mrożonego poziomu) wpędzą zarówno kopalnie jak i energetykę paliw kopalnych w spiralę strat.
Można wiec przypuszczać…, że koncerny energetyczne będą prosić o utrzymanie cen maksymalnych!!! (bo i tak będą wyższe niż ceny rynkowe) oraz apelować o rządowe dotacje i subwencje. W energetycznym polskim rynku jedno jest pewne – dotacje muszą być. Jak ceny są wysokie – trzeba dotować odbiorców indywidualnych (szacunki dopłat w 2023 r. to około 30 mld PLN minimum), jak ceny są niskie to dopłacać trzeba będzie górnikom i energetykom (tu z kolei pewnie 15 mld w 2024 r.). To wynik próby mariażu pełnej regulacji na w pełni zliberalizowanym rynku – w Polsce będzie potrzebne minimum 2-3 lata, żeby wrócić do jakiś racjonalnych stanów energetyki. No chyba żeby zastosować nowatorskie podejście – jeśli niezależnie od poziomów cen trzeba dopłacać z podatków to może?… dać energię ludziom za darmo a tylko utrzymywać rynek dotacjami? Tylko czy tego modelu nie próbowano już w publicznej telewizji?
Odyseja Ostrołęki skręca w kierunku procesów odszkodowawczych … Może już niedługo dodatkowe koszty ubezpieczeń na rachunkach „za prąd”?
Przednoworocznie newsy energetyczne obiegła informacja o planowaniu przez koncern ENEA rozpoczęcia postępowania odszkodowawcze związane z decyzjami inwestycyjnymi blok Ostrołęka C. ENEA S.A. powołując się m. in. na raport pokontrolny NIK ma zamiar prawdopodobnie oskarżyć byłych managerów (zarząd) za podjęcie decyzji o budowie nowego bloku węglowego. Przypominając w latach 2018-2019 najpierw podjęto kontrowersyjna decyzję o budowie ostatniego w polskiej energetyce dużego bloku węglowego (moc 1000 MW) (to właśnie Ostrołęka C – istnieją już w tym mieście 3 bloki 200 MW (węglowe) oraz elektrociepłownia węglowa). Wielki blok Ostrołęka C miał być odpowiedzią na politykę klimatyczna UE (Polska nadal chciała wykorzystywać rodzimy węgiel) a inwestycja rozpoczęła się pomimo wielu uwag krytycznych (sama potrzeba budowy i wielkość bloku, a szczególnie opłacalność inwestycji wobec rosnących cen uprawnień emisyjnych – wówczas kosztowały 7 Euro za tonę (a szybko zaczęły rosnąć) a nowoczesna elektrownia węglowa wymaga dodatkowa kosztu certyfikatów około 0,72 t za MWh wyprodukowanej energii. Po wielu pracach budowalnych (m.in. ponad 100m pylony dla kotła energetycznego) nastąpiło wstrzymanie inwestycji (wówczas koszty emisji podskoczyły do prawie 30 euro/tonę, rekordowo wzrosły nawet do prawie 100 Euro a obecnie są na poziomie 70 – czyli w każdej MWh produkcji wysokosprawnej „węglowej” jest to na dziś koszt około 230 zł za opłaty CO2). Finalnie po negocjacjach z dostawcą (m.in. GE) postanowiono wybudować blok energetyczny w technologii gazowej (układ gazowo-parowo) co właśnie zbliża się do końca i niedługo Ostrołęka C rozpocznie pracę (spalając gaz – układ gazowo parowy obciążony jest o połowę mniejszymi opłatami emisyjnymi, a obecne ceny gazu są niskie). Dodatkowe koszty (zmiana technologii, niepotrzebne prace i rozbiórki istniejących elementów) szacowane są na około 2 mld zł. Teraz ENEA S.A. ogłasza właśnie rozpoczęcie procesu dochodzenia roszczeń o te dodatkowe koszty – według informacji spółki to około 656 mln PLN (Enea była częściowym inwestorem wraz z partnerami – dlatego taka suma odszkodowań).
Sam przykład Ostrołęka C pokazuje nieskuteczność obrony węgla wobec rewolucji energetycznej (nowe technologie) a szczególnie iluzję możliwości wstrzymania lub modyfikacji polityki energetycznej UE. Ówczesne decyzje inwestycyjne podparte były oczywiście obliczeniami (i pewnie projekcjami jak będą zmieniać się opłaty emisyjne CO2) – wszystko to okazało się nieprawdziwe w kontakcie z rzeczywistością. Węgiel całkowicie traci swoją konkurencyjność i to nie tylko z powodu opłat CO2, ale i z powodu zbyt dużych kosztów węgla na rynku polskim (wobec konkurencji zagranicznej oraz cen gazu spadających po nerwowej gorączce związanej z wojną w Ukrainie). Dziś sumarycznie koszt produkcji z elektrowni gazowej finalnie jest niższy od elektrowni węglowej (co za paradoks dla Polski). Projekt jak w soczewce pokazuje też huśtawkę na dzisiejszym rynku inwestycji w elektrownie na paliwa kopalne. Nieprzewidywalność kosztów emisyjnych, wielką zmienność cen surowców (a także jak wspominane wcześniej ceny samej energii na giełdach) i właściwie ucieczkę wszystkich koncernów (i inwestorów) od budowania czegokolwiek nie tylko na węgiel, ale także i gaz (teraz modne tylko OZE i magazyny).
Sam proces o odszkodowania jest nowością na rynku polskim i czymś co może mieć pewne konsekwencje – w tym także satyryczne. Do tej pory nie było chyba przypadku występowania z regresem o odszkodowania dla Zarządów (tu chyba także należałoby wmieszać ówczesne Ministerstwo Energii forsujące ten projekt), samo postepowanie będzie na pewno długie i wymagać będzie analiza tysiąca stron dokumentów (na pewno były uzasadnienia inwestycji i dokumenty firm konsultingowych gdzie inwestycja wyglądała na opłacalna) a dodatkowo suma (ponad 650 mln) wydaje się astronomiczna i niewyobrażalna (ew zajęcie 3/5 pensji jak to może zrobić komornik da sumarycznie możliwość odzyskania strat pewnie po około ponad 1000 lat licząc także waloryzację inflacyjną). Samo bycie w zarządach koncernów i podejmowanie decyzji inwestycyjnych staje się porównywalne z pracą sapera na polu minowym i przyniesie dodatkowe tysiące analiz i wyliczeń (przed każdą następną decyzja). Tym czasem … wystarczy słuchać głosu rozsądku i nie robić niczego na siłę wbrew rynkowym trendom. Obawiam się, że finalnie efektem (bo nikt nigdy nie ściągnie 650 mln z kont ówczesnych decydentów) będzie lawinowe dodatkowe ubezpieczenie członków zarządu od odpowiedzialności cywilnej za podejmowane decyzje – a więc kolejne mln koszty. Spółki energetyczne przepiszą obowiązkowo to końcowo na nasze rachunki i już niedługo być może będziemy widzieć dodatkową pozycję (opłatę ubezpieczeniową) na naszym indywidualnym rachunku (np. 0,5 zł miesięcznie) – co pozwoli ściągną około 70 mln z rynku – na dobre ubezpieczenia zarządów wystarczy. W ten sposób rozwija się rynek energetyczny ku zadowoleniu prawników (procesy), firm billingowych (zmiany w oprogramowaniu), banków (kolejne rachunki) i blogerów oraz satyryków…
Źródło: www.konradswirski.blog.tt.com.pl