Obligo giełdowe – nie czas na gwałtowne ruchy
Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiada zniesienie obliga giełdowego dla sprzedaży energii elektrycznej przez wytwórców. Trwają konsultacje publiczne proponowanej ustawy. Temat wydaje się techniczny i niszowy. Ale skutki planowanych zmian będą powszechne: przy mało konkurencyjnym rynku energii elektrycznej, zniesienie obliga spowoduje wzrost cen hurtowych i odbije się negatywnie na odbiorcach – przede wszystkim przemysłowych. To krok wstecz jeżeli chodzi o konkurencję i transparentność rynku energii elektrycznej w Polsce.
Co to jest obligo – krótka historia
Obligo to inaczej obowiązek sprzedaży energii elektrycznej przez giełdę – w przypadku Polski jest nią Towarowa Giełda Energii. Obligo zostało wprowadzone w Polsce po raz pierwszy w 2010 r., a zaczęło obowiązywać 1 stycznia 2011 r. Jego pojawienie się miało bezpośredni związek z wychodzeniem z systemu umów dwustronnych czyli tzw. KDT – kontraktów długoterminowych sprzedaży mocy i energii elektrycznej[1]. Obowiązek handlu energią na giełdzie miał zwiększyć transparentne wyznaczanie cen i ograniczyć nieuzasadnione przychody. Ale po kolei.
KDT wprowadzono, aby zwiększyć przychody wytwórców i wspomóc modernizację energetyki w latach 90. XX w. KDTy zostały rozwiązane po wejściu Polski do Unii Europejskiej – Komisja Europejska uznała, że jest to niedozwolona pomoc publiczna, która skutkuje wysokimi hurtowymi cenami energii. I rzeczywiście – przez lata większość transakcji sprzedaży energii (od 50% do 80%) odbywała się za pośrednictwem KDT[2], ceny były wysokie, a rola giełdy w obrocie energią ograniczona. W zamian za rozwiązanie KDT w 2008 r. wytwórcy otrzymali inny rodzaj wsparcia w postaci ustawowego systemu wypłat za tzw. koszty osierocone. Zmiana w sposobie handlu energią nie przyczyniła się jednak do automatycznego przeniesienia handlu na giełdę czy inne platformy obrotu. Ceny nadal były wysokie. Dlatego w 2010 r. zdecydowano o wprowadzeniu obliga giełdowego. Chodziło o promowanie konkurencyjnej sprzedaży energii elektrycznej. Dla wytwórców, którzy korzystali z rekompensat za koszty osierocone obligo wynosiło 100%, dla pozostałych wytwórców 15%. W kolejnych latach poziom obliga giełdowego zmieniał się w niewielkim zakresie
W 2018 r. po znacznym wzroście cen hurtowych w Polsce, ale także widocznym spadku obrotów na giełdzie energii, rozgorzała dyskusja o konieczności zwiększenia płynności giełdy. Zdecydowano o objęciu 100-procentowym obligiem wszystkich wytwórców energii. Wprowadzono jednak wyjątki – z nowych zasad wyłączono m.in. umowy zawarte do końca 2018 r. W konsekwencji to zwolnienie oraz wyłączenia funkcjonujące od początku wprowadzenia obligo w 2011 r. spowodowały, że rzeczywisty poziom sprzedaży energii przez giełdę nie obejmuje całego wolumenu produkcji wytwórców. W 2019 r., jak podaje URE w teoretycznie 100% obligu było go rzeczywiście 46%[3]. Dla porównania, gdy wprowadzano obligo tylko 4,2% transakcji było zawieranych na giełdzie.
Po co obligo?
Obowiązek sprzedaży energii elektrycznej na giełdzie nie jest celem samym w sobie. Chodzi o to, żeby cena energii kształtowała się na rynku konkurencyjnym i odzwierciedlała rzeczywisty popyt i podaż, a nie np. wynikała z transakcji zawieranych wewnątrz pionowo zintegrowanych grup. Konkurencyjna cena na rynku hurtowym to nie tylko nośnik informacji o tym, ile kosztuje energia elektryczna. To także podstawa kalkulacji cen dla odbiorców oraz punkt odniesienia dla mechanizmów wsparcia np. OZE oraz wielu umów zawieranych na rynku energii (np. kontraktów różnicowych, umów typu PPA). Giełda jest najbardziej transparentną formą określania ceny. Obligo jest szczególnie potrzebne na rynkach, które nie są w pełni konkurencyjne, i to jest przypadek Polski. Mechanizm jest często stosowany w UE na rynku gazu, tradycyjnie bardziej zmonopolizowanym niż rynek energii. W Polsce obligo gazowe wprowadzono w 2013 r.
Czy polski rynek jest konkurencyjny?
Polski rynek wytwórców energii elektrycznej jest bardzo skonsolidowany, dominują na nim duże podmioty: PGE, Enea i Tauron. Tylko te trzy przedsiębiorstwa mają ponad 60% mocy zainstalowanych i odpowiadają za 70% energii wprowadzonej do sieci. W ostatnich latach liczba graczy zmniejszyła się. W 2018 r. z Polski wycofał się EDF, a jego aktywa przejęła PGE. Udział w rynku zmniejszył także ZE PAK, a niedawno Orlen przejął Energę. To wyhamowało wieloletni trend spadkowy wskaźników koncentracji liczonych dla polskiego rynku, zmniejszając konkurencję.
Na tym nie kończą się procesy konsolidacyjne w Polsce – szykuje się wydzielenie aktywów węglowych do jednego podmiotu w związku ze zmianami w PGE i Tauronie. Konkurencja na rynku maleje, a to znaczy, że obligo nadal jest potrzebne.
Czy zniesienie obligo podniesie ceny?
Przemysł i inni odbiorcy nie dość, że obciążeni kosztami opłaty mocowej, bijącymi rekordy cenami CO2, skutkami lockdownu – zapłacą również za ten eksperyment. Już teraz hurtowe ceny energii mamy najwyższe w regionie. Zniesienie obliga ten problem pogłębi. Pamiętać trzeba również, że 100% obligo zostało wprowadzone 2,5 r. temu jako remedium na szybko rosnące wówczas ceny prądu.
Pomysł pozbycia się obliga pochodzi ze spotkań rządu w sprawie górnictwa. Likwidacja obliga to wyrafinowana forma wsparcia górnictwa: spowoduje wzrost cen energii, a to przełoży się na zmiany w tzw. merit order. W efekcie do systemu wejdą droższe jednostki węglowe, które ze względu na wysokie koszty pracują obecnie niewielką liczbę godzin i tracą z tego powodu przychody. Spalimy więcej węgla. I wyemitujemy więcej CO2.
Takie wsparcie może mieć jednak krótkie nogi. Rynek węgla jest przecież globalny. Ten wydobywany w Polsce jest droższy niż sprowadzany z zagranicy.
Co więcej, z OSR do ustawy znoszącej obowiązek obliga można wywnioskować, że zmiana ma wpłynąć na zmniejszenie importu energii elektrycznej do Polski. W teorii to brzmi dobrze, jako argument za niezależnością. Ale to błędne założenie. Wzrost cen energii przyczyni się raczej do zwiększenia importu – ponieważ energia płynie z tańszego kraju do droższego, a u nas jest i będzie drożej. Paradoksalnie to dzięki importowi ceny energii w Polsce są niższe niż mogłyby być.
Wnioski
Energetyka w Polsce jest na zakręcie. Spadają przychody, wytwarzanie energii elektrycznej w elektrowniach węglowych przynosi straty. Próby dosypywania pieniędzy za wszelką cenę, bo tym jest pomysł zniesienia giełdowego obliga sprzedaży energii elektrycznej, kosztem odbiorców energii elektrycznej oraz przemysłu walczącego ze skutkami pandemii jest bardzo ryzykownym posunięciem. Koszty tak niespodziewanych i nieuzasadnionych ruchów poniesie gospodarka i społeczeństwo. Można dyskutować, czy obligo powinno wynosić 100%, czy 50%, ale bez wątpienia to nie jest moment na całkowitą jego likwidację.
Autorki: dr Joanna Maćkowiak-Pandera i dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk
Data publikacji: 24 lutego 2021 r.
[1] KDT zostały zawarte w latach 90. przez wytwórców energii elektrycznej z Polski Sieciami Elektroenergetycznymi S.A. Wieloletnie umowy pozwalały wytwórcom na dostarczanie energii po ustalonej cenie, a jednocześnie stanowiły zabezpieczenie kredytów inwestycyjnych, dzięki którym można było modernizować i rozbudowywać moce wytwórcze. Umowy te, po wejściu Polski do UE zostały uznane za niedozwoloną pomoc publiczną. Rozwiązano je, ustanawiając w zamian system rekompensat.
[3] https://www.ure.gov.pl/pl/urzad/informacje-ogolne/aktualnosci/9289,Ile-jest-obliga-w-obligu-URE-podsumowuje-realizacje-obowiazku-publicznej-sprzeda.html